Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, a jakże, ajuści, powiada, jak ojce kazom.
— Uumm, a to dziewka, myślę sobie, dobra! to tak mi się udała, ze byłbym już nie zwazał, ze jesce może się rozgniewa i obłapiułbym jom znowuj, aliści nadysed ktoś; ona zeskocyła i poleciała na tańce, a ja posedem do domu, bo pyski mi powyrastały jak bułki łomzyńskie, co tatuś bywało po trojaku z jarmarku przywozili. Nie wiecerzałem juz, tylo zawalułem się spać na wyśki, no ale na drugi dzień idę do ojców i powiadam tak i tak, zeby zaro dziewosłęby. Choć dziwowali się dlaczegoj tak obcesowie, ale uparem się i prosiłem; najgorzej tylo, jak z panem? No ale trudna rada, bez niego się nie obyndzie, poszedłem