Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

oto po dość długim namyśle wigilię postanowiłem przepędzić tamże.

Około godziny piątej wyruszyłem z domu, zdając się na łaskę i niełaskę mrozu, który, gdyby tchnął swym zabójczym »chijusem«, wbrew wszelkim z góry ułożonym planom, mógł mnie wegnać do najbliższego znajomego domu, ale na szczęście moje, choć mróz był piekielny, cicho było jak w grobie. Straszny »chijus« nie wyszedł jeszcze ze swych kryjówek biegunowych i powietrze stało nieruchome, zastygłe. Dzięki tej okoliczności bez szwanku dotarłem do miejsca.
W dwóch nieopalanych poko-