i przeplatany błyskawicami, których Morusieńka nadzwyczajnie się obawiała. Jak kto mógł, wdzierał się teraz na ową „Patelnię“ i usiłował pod werandą schronić głowę przed grożącą ulewą. Jacyś dwaj nadzwyczajnie usłużni młodzieńcy nietylko znaleźli miejsce dla Zabrzeskiej i Garlewskiej, ale niebawem postarali się dla nich i o krzesełka.
— To są nieprzyjaciele mężów! — szepnęła na ucho swej towarzyszce pani Konstancja.
Morusieńka rzuciła okiem i spostrzegła, że jeden z tych dwóch, włożywszy w oko szkiełko, bardzo pilnie jej się przygląda.
Ile razy się zbierze takie przypadkowe towarzystwo uchodzących przed deszczem, można wtedy być świadkiem najrozmaitszych scen i dowoli się nasłuchać półsłówek, dwuznaczników, dowcipów, które najczęściej jaki student wesoły puszcza w obieg, pobudzając obecnych do śmiechu. Tak też było i tutaj: deszcz lał jak z cebra, a zgromadzenie pod werandą aż wargi gryzło, aby nie wybuchnąć śmiechem z powodu komiczno-filozoficznych uwag jakiegoś żartownisia na temat deszczu, kuracji wodnej Kneippa i znowu — błyskawic, elektryczności w knajpie.
Naraz wśród strumieni deszczu, przyćmiewających blask latarń na „Patelni“, ukazały się dwie kobiece postaci pod parasolami, z których woda obficie ściekała. Żwawo wbiegły one pod werandę, zwinęły parasole i jedna z nich, bardzo przystojna, nawet piękna, roztargnionem okiem, jakby odniechcenia, obrzuciła zgromadzenie. Przez chwilę panowało milczenie, każdy z obecnych zdawał się robić spostrzeżenia nad przybyłemi, a Garlewska poszepnęła na ucho Zabrzeskiej:
— Przypatrz się, jak nieprzyjaciółki żon wyglądają!
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.