Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

jej przyjaciółka — na Erywańskiej[1], gdzie służba i oświetlone mieszkanie oczekiwały na panią.
Morusieńka, nie zrzuciwszy z siebie przemoczonego okrycia, nie zdjąwszy nawet kapelusza z głowy, wbiegła do pokoju, padła na sofę i siedziała jak martwa, bez ruchu; tylko z silnie zarumienionej twarzy i błyszczących oczu zdał się ogień tryskać. U nóg jej, podług swego zwyczaju As się ułożył w kłębek. Rózia chciała panią rozebrać, gdyż w takich „sflażonych sukniach można się jeszcze choroby nabawić“; ale usłyszała rozkaz krótki:
— Wypędź stąd psa, zamknij drzwi i idź spać!
Niełatwo to wypędzić z pokoju rozpieszczonego wyżła; służąca musiała go ciągnąć za kark, za uszy.
— No, no, musiało się stać coś bardzo osobliwego, skoro już tego gagatka za drzwi wyrzucają! Dawno to trzeba było zrobić... Ciekawym, co też takiego ten bestyjnik przeskrobał? A może gdzie na wizycie wstydu pani narobił, porwał co ze stołu — a co tam dla niego znaczy?
Takie uwagi robił Franciszek, a przytem rozgrzał samowar, bo „skoro pani na deszczu przemokła, to się powinna napić gorącej herbaty“. Ale samowar sapał na stole, a stary sługa nie śmiał ani wejść do pokoju, ani do drzwi zapukać i zaprosić panią na herbatę. Usiadł przeto w przedpokoju i, rozmyślając, dlaczego As popadł w niełaski, zasnął w najlepsze. Śniło mu się, że pani Zabrzeska płakała rzewnemi łzami, rozpaczała nadzwyczajnie, ponieważ wyżeł oszpecił nieczystością i poplamił jej najpiękniejszą suknię.

Pan Albin wrócił tej nocy do domu przed drugą, wcześniej niż zwykle. Kiedy otwarł drzwi pocichu kluczem od zatrzasku i spostrzegł Franciszka, drzemiącego, trącił go w ramię, zapytując:

  1. Obecnie ul. Kredytowa (przyp. wyd.)