Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

choćby z bardzo błahej przyczyny, a zdolne jest skruszyć nawet najtwardsze męskie serca.
Psa bardzo zajmowało to, że za drzwiami słyszał często wymawiane swoje nazwisko „As“. Franciszkowi znowu mocno zależało na tem, ażeby pochwycić przyczynowy związek pomiędzy psem a gniewem i żalem pani. Imię „Wanda, Wandzia“ i wyrazy: „podczas deszczu, na „Patelni“, witał ją, mój wstyd wobec ludzi“ i t. d. były dostateczne dla bogatego w doświadczenie umysłu, ażeby wyprowadzić stąd wniosek:
— Dobryś, to ten szelma, widzę, wszystko przed panią zdradził!... Tu nigdy przy nim nie będzie spokoju!
Potem w pokoju pani Zabrzeskiej przycichła rozmowa, a rozlegały się tylko odgłosy płaczu, szlochania, co tak znudziło Asa, że się nareszcie położył pod drzwiami i, ziewnąwszy parę razy, zaczął drzemać. Służący też popatrzył chwilę na demonicznego psa, który już tyle nieszczęść na dom sprowadził, pokiwał głową i poszedł spać do swej izdebki w ciemnym korytarzyku. Jednakże zaszłe wypadki tak rozbudziły władzę myślenia u Franciszka, iż długo, długo nie mógł zasnąć, ponieważ rozważał nietylko to, co się stało, ale także — co może nastąpić w przyszłości. Słyszał wyraźnie, jak już z rana pan Albin wychodził z pokoju żony, przy progu potknął się na Asie, o mało nie upadł i zaklął. Pies, zapewne połechtany obcasem, wydał przeraźliwy skowyt i z pod drzwi pokoju pani przeniósł się w korytarzyk, gdzie z jaki kwadrans czasu dreptał, kichał, ziewał, aż sobie nareszcie znalazł legowisko.
Myśli o psie stały się prawdopodobnie powodem, iż Franciszek wspomniał o ogrodzie Zoologicznym, gdzie mu kiedyś ofiarowano posadę, któ-