Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

wyciem, podobnem do śmiechu: tak podobno wyje na wolności, gdy ją zaleci woń trupa. Wilk kilkakrotnie przysiadał na ogonie, wznosił pysk wgórę i wyć zaczynał; ale wyć umiał tylko w niebo, pokryte gwiazdami — i urywał... Wtem wystąpił z gromady dzikich jakiś ich bard, miał w ręku drewno o dwóch strunach, usiadł na ziemi, położył swą lirę na podołku, zagrał i zaśpiewał. W jego pieśni było coś z mruku niedźwiedzia, coś z hukania puhacza, ze śmiechu hieny, wycia wilka i ryku lwa. Pieśń ta poleciała między klatki i wydało się teraz zwierzętom dzikim, że ktoś odgadł wszystkie ich smutki, cierpienia, że im opowiada to, co one czują: słyszane dźwięki nie były dla nich obce. Nawet dogorywający już szakal porwał się z miejsca, gdzie leżał, i suchym, chrapliwym głosem szczeknął kilka razy, a lew potężnie zagrzmiał, jakby w pustyni. Kiedy dziki artysta posłyszał ów ryk króla pustyni, ogień zaświecił mu w oczach, głos jego nabrał siły: natura przemawia prosto i dwaj niewolnicy cywilizacji odrazu się porozumieli.
Ogród Zoologiczny przedstawiał na małą skalę to, co przedstawia cała kula ziemska: podbój przyrody przez człowieka. Filozof, artysta może doznawać smutnych wrażeń, widząc, że swobodny człowiek dręczy zwierzę zamknięte, a przeto zawsze i bezwarunkowo zmuszone ulec. Okratowane klatki potężnych olbrzymów nie usposabiają szlachetnego serca do wesołości. Obecne wymagania moralności i dobrego smaku budzą pewną odrazę, gdy się słyszy w tem miejscu niedoli ostatniej wybuchy szalonego śmiechu rodziców i dzieci. Ale cóż robić?... I to jest widać prawem nieubłaganem, że — biada zwyciężonym!
As, który dotychczas obcował tylko z ludźmi albo z psami, przez ludzi włożonemi w różne na-