— Wybierz dwie, trzy nawet, byleby przyjemności godziwe, dozwolone.
— Oh, proszę mamuni, ogromnie dozwolone!... Naprzykład, chciałbym teraz napić się kawy i zjeść tyle ciastek, ile mi się podoba. Potem poszedłbym do ogrodu Zoologicznego, bo słyszałem, że tam są bardzo piękne lwy... A co się tyczy tej trzeciej przyjemności, niech mi mama pozwoli, żebym się namyślił.
Prawie jakgdyby na skinienie czarodziejskiej różdżki pierwszemu życzeniu Miecia stało się zadosyć. Niebawem ukazały się na stole: cała porcja kawy i może z tuzin ciastek od Lursa. Miękkie briosze, twarde makaroniki i ulubione przez młodzież szkolną papatacze szybko znikały z tacy, a w krótkich przerwach Miecio z miną bohatera, który odbył zwycięską kampanję, opowiadał matce swoje egzaminowe przygody.
— Z arytmetyki — mówił — ogromnie się bałem reguły łańcuchowej, tymczasem wyciągnąłem piętnaste pytanie z algebry — prawidło na znaki w mnożeniu — i odrazu mu bez namysłu powiadam: plus przez plus — plus, minus przez minus — także plus, a reszta wszystko — minus. Wziął i napisał mi czwórkę.
Po tem opowiadaniu powrócił do swej kawy i ciastek, z których teraz już tylko dwa zostały na tacy.
— Najpierwszy był egzamin z łaciny — mówił znowu — kazał mi objaśnić zdanie: Homo magna habet instrumenta ad obtinendam adipiscendamque saptentiam... Ściąć się nie mogłem, gdyż gerundium i gerundivum umiem najlepiej. Powiedział mi dobrze i zapisali tróję.
Skończywszy opowiadanie, Miecio spojrzał na pozostałe dwa ciastka, a oczy jego zdawały się tę myśl wyrażać: „Cóż te samotniki mają sobie
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.