stąd powyjeżdżały, a te, które zostały w miejscu, mademoiselle zapędzała do roboty, nie dając im czasu na miłe stosunki z wyżłem. Chadzał więc przed pałac, gdzie było niejako psie forum, i tu nakłonił niekiedy Pafa do zabawy, pragnąc sobie gorycz pożycia z ludźmi osłodzić temi wybrykami szału z pod szubienicy: chciało mu się nieraz jeść, płakać, a on figlował. As był psem bardzo lekkomyślnym, jako wyżeł prawdziwie rasowy i źle wychowany.
Innym razem znowu zasiadał warszawski pies między trzema sfinksami i z górnego schodu przed pałacem przyglądał się rozmaitym ludziom, jakgdyby rozważał, do kogo teraz wypadało mu zwrócić swe uczucia, ażeby sobie przy dworze pozyskać sprzymierzeńca. Gdyby to mógł zjednać sobie taką panią Pelagję, klucznicę! W jej rękach był zarząd chleba, nabiału, mięsa, przeróżnych wędlin, tłuszczów, zwierzyny. Cóż, kiedy wyżła obciążała wina morderstwa kilku sztuk drobiu, które istotnie udusił i kilku innych, które uduszono już na jego rachunek! A pani Pelagja była tak zacięta w swoich upodobaniach i niechęciach, miała przytem w domu taką powagę, że gdy jej przyszło coś do głowy, to się uparła i nawet panu hrabiemu nie chciała wydać śmietanki do herbaty. Jakże tu dopiero myśleć, ażeby taka kobieta mogła psu winę przebaczyć? Zresztą, ona już przypuściła do łask swoich zwyczajnego kondla, czarnego, z białem podgardlem, z ogonem, w kółko nabok zakręconym, lizusa, z niskim służalczym charakterem. Zaszczycony łaskami kobiety z takiem znaczeniem, pies ten był niezwykle śmiały, odważał się szczekać na różnych mieszkańców pałacu i na psy pałacowe. Prawda, że tylko zdaleka szczekał, jednak szczekał.
Na pańskim dworze nie skąpiono nikomu głod-
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/153
Ta strona została uwierzytelniona.