nemu kawałka chleba; ale kto chciał tutaj żyć, koniecznie musiał mieć jakieś stosunki, musiał chleb dostawać z czyjejś ręki, jeżeli go przypadkiem kraść nie zamierzał. Brak takiej mianowicie chlebodawczej ręki pociągał to następstwo, że można było nieraz bardzo cienkim głosem śpiewać, szczególniej też będąc psem. Jeżeli się nikt za tobą nie wstawił, nie zalecił, aby na ciebie obiad wydano, nie pomyślał, żeś głodny, że nie należysz do żadnego stołu, to mogłeś marnie zginąć.
Psy pałacowe miały opiekunkę, nieocenioną Łucję; Szumlas, ów dworak z kondlów, miał — Pelagję; Mars i Rudek, dwa psy, które utrzymywały straż już przy stajni, już przy oborze, cieszyły się względami stangretów, dziewek; Cybulka, maleńka suczka, podobna do świnki morskiej, trzymała się wyłącznie nogi Makarka, stangreta hrabiego. Różne zaś psy przybłędy tak sumiennie pilnowały każdziuteńkiej kosteczki, wyrzuconej z kuchni, i taką w tem rzemiośle już miały wyćwikę, że się tam przy nich mucha pożywić nie zdołała. Służący je bili i kopali, inne psy skubały, szarpały, kaleczyły, a te biedaki z całym żebraczym cynizmem trwały na ząjętem stanowisku.
Wśród takich stosunków wyżeł nasz, zaniedbany przez pannę Florentynę, znalazł się narazie w dosyć przykrem położeniu. Niedokarmiony raz i drugi, garnął się do niewiast. Kiedy bowiem chodzi o dzieła miłosierdzia, kobietę łatwiej wzruszyć, niż mężczyznę; ale, jeżeli kobietą kierują jakieś poboczne względy, uprzedzenia, jest ona wtedy daleka od litości, a może stać się okrutną.
W obcowaniu z ludźmi As zdobył sobie to doświadczenie, że zawsze w trudnych życiowych przypadłościach, ile razy mu przychodziło wybierać między płciami, zwracał się do człowieka w spódnicy, bez wąsów i z długiemi włosami.
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.