Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

szcze nie ostygła i poparzyła palce praczce. Stąd jeszcze gwałtowniejsza zawziętość. Zanim się Łucja dobrała do pogrzebacza, As już pochłonął całą porcję mleka, przygotowaną dla przyjęcia Pafa, który zboku dobrodusznie przyglądał się zajściu. Wyżeł, rozumie się, dał nura, aby uniknąć spotkania z pogrzebaczem. Szalona z gniewu kobieta wywarła złość swą na Pafa, palnęła go porządnie, wykrzykując:
— Oj ty, gamajdo!... Pies, jak stodoła, i pozwolił, żeby mu taki pędziwiatr sprzątnął obiad z przed nosa!...
To zajście pamiętne wykopało raz na zawsze otchłań między wyżłem i praczką; pies uczuwał dotkliwie brzemię życia, do którego utrzymania koniecznie jeść trzeba. Z pomiędzy wszystkich ludzi w Mączynie najczęściej rzucała mu się w oczy panna, ale stara panna, Henryka, Francuzka, która przed kilku laty zajmowała w pałacu stanowisko bony. Sprawiała ona na Asie tak osobliwe wrażenie, że gdyby był człowiekiem, niezawodnie postawiłby jej pytanie: — „Co panią trapi? Dlaczego pani jest smutna?“
Rzeczywiście, trudno dociec, jaki był powód smutku panny Henryki. Zupełnie nic nie robiła, zawsze miała apetyt, godny naśladowania, chadzała spać z kurami, a wstawała, kiedy kury już oddawna używały życia. I mimo to jedwabne życie była jednak smutna, wyglądała jak wdowa, która właśnie co tylko straciła ukochanego męża. Może przyczynę stanowiło staropanieństwo?... Ależ w Mączynie była istna galerja starych panien, a żadna się z nich nie smuciła tak dalece. Prawda i to, że ze wszystkich spraw całkowitego ludzkiego życia smutek jest dziełem najłatwiejszem do wykonania, a przytem niektóre niewiasty mają przekonanie, że im ze smutkiem bardzo do twarzy: