wiedziała ona przecież o tem, iż wyżeł, należący do Mięcia, cierpi w jej domu niedostatek i od jakiegoś czasu jest ofiarą zawiłych stosunków, rozmaitych okoliczności, w grę tu wchodzących.
Wychodziła też na przechadzkę panna Marja z uczennicą swoją, panną Zofją i, jeśli to była pora, w której mówiono o psie wściekłym, wtedy ztyłu o piętnaście kroków szedł za niemi pogromca psów wściekłych, Apolinary, z dubeltówką pod pachą. Pochód ten atoli miał w sobie tyle jakiejś zimnej obrzędowej powagi, tak znać było, że czysta pedagogika idzie, iż pies obrzucił tylko okiem fizjognomję i zawracał od połowy dziedzińca, jakgdyby sobie w duszy powiedział: — „Niema tu nic a nic do zrobienia w sprawie, która mię najgłówniej obchodzi!“
Drobnym, szybkim krokiem przebiegał też nieraz hrabia od pałacu do fabryki, a prawie zawsze miał dla psów jakieś przychylne słówko w ustach i niekiedy parę kawałków chleba w kieszeni. Ha, dobra psu i mucha!
Lada pies w Mączynie doskonale wiedział, że ta strona, w którą hrabia chadzał, nie posiadała ani kuchni, ani śpiżarni, ani żadnego zakładu z zapasami artykułów spożywczych. Mimo to, As poszedł za hrabią na fabrykę. Należy przecie własnemi oczyma przekonać się o wszystkiem, bo nuż...
W samej rzeczy, zbliżając się ku owym warsztatom wyrobów twardych, nie dających się imać psim zębom, wyżeł węszył jakieś ciepłe, miłe zapachy, coś w rodzaju tłuszczu, który się skwarzy na rozpalonej blasze. Im bliżej fabryki, tem go przyjemniej woń w nos uderzała, rozbudzając chęć łakomstwa. Przybywszy już na miejsce, czuł wyraźnie, że ponętny zapach zupełnie tak pływa w atmosferze, jakgdyby tam kto na szmalcu pączki smażył. Karnawał czy coś takiego?
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.