ją tem ponętniejszą dla Asa, który przedniemi łapami przytrzymywał walący się nadół ładunek, a w kapocie gmerał nosem i językiem.
Mocno się przeraził i zadziwił palacz, gdy ujrzał psa wyciągniętego jak struna na pochyłych schodkach, a całym łbem zagrzebanego w fałdach kapoty; toż kradzież łoju z łatwością najaw wyjść mogła. Jednakże w tem trudnem położeniu nie stracił przytomności umysłu, pobiegł co żywo, odkręcił kranik świstawki i wypuścił parę prawie tuż nad samym łbem wyżła. Rozległ się świst piekielny, tak przeraźliwy, że pies nic podobnego nigdy jeszcze w życiu swojem nie słyszał. As chwilowo zgłupiał z przerażenia; ale i on nie zupełnie stracił przytomność umysłu, gdyż nie popuścił z zębów przełojonej kapoty i, unosząc ją, jak szalony skoczył ze schodków, a potem cwałem, ile tylko sił miał w nogach, opuścił co tchu fabrykę. Gdy wpadł z tym łachmanem na dziedziniec, wyciągnął się niebawem na zielonej murawie i począł nadzwyczajnie skrzętnie wyszarpywać watę, napojoną łojem.
Ta energiczna jego praca mocno zaciekawiła trzy sfinksy, do których może też i woń łoju dolatywała. Ruszyły się więc z pod kolumnady i pobiegły zobaczyć, co to znaczy, że kolega ich tak usilnie pracuje zębami, przechylając łeb już na prawo, już na lewo. Wkrótce potem wszystkie cztery psy rozciągnęły w powietrzu kapotę, jak płachtę, i każdy z nich, warcząc, szarpał ją w swoją stronę. Naprzód Puf surowo skarcił Pifa, a odebrawszy mu wyrwany rękaw, poprzestał na tem i opuścił pole zapasów. Później Pif z Pafem rozprawiły się krwawo o wyszarpaną wspólnemi siłami połę kapoty. Nareszcie Paf, pokonany przez Pifa, dopadł uchodzącego w krzaki z resztką szmaty Asa i w zaciętej walce popę-
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.