Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

Nasz pies nie widział tego, że przy samym oknie, na stoliku i między kobiecemi robótkami pani domu, przycupnąwszy, nawpół drzemał kot i przymrużonemi oczyma rzucał spojrzenia na krzątanie się ludzi i przygotowywanie wieczerzy. Ucho kocie, baczne na wszelkie szmery, posłyszało widać odgłos ruchów psa za oknem. Kizia odwrócił się, spojrzał w okno i w blasku światła księżycowego spostrzegł czarnego psa na białym śniegu. Widocznie mocno się tem zaniepokoił, gdyż nieustannie już w tę stronę wzrok zwracał. Pies przysiadł na ogonie, ciekawie wpatrywał się w okno, zrazu jednakże kota wcale nie widział.
U pana doktora był wint. W drugim pokoju, dokoła zielonego stolika, siedzieli partnerzy: aptekarz, pan Tomasz, nauczyciel z pałacu, i gospodarz — jedyni ludzie, którzy w Mączynie i całej okolicy Mączyna uprawiali sztukę gry w winta, gdy tymczasem ogół graczy oddawał się preferansowi. Grali z dziadem i z przykupką, a spierali się bardzo głośno, namiętnie, ponieważ aptekarz strzelał nadzwyczajne bąki, oburzające w najwyższym stopniu jego współgraczy.
— Niedosyć, że przegrywam, jeszcze mi wymyślają!... — mówił właśnie, żaląc się, zgoryczony farmaceuta, kiedy weszła pani doktorowa i zażegnała żwawy spór, uprzejmie zapraszając wszystkich do wieczerzy.
Zasapani, zadyszani w uniesieniu, powstali od zielonego stolika i skwapliwie zdążali teraz do białego; ale po drodze nie zaniedbywali i tak kłótni, dopóki każdy z nich nie połknął kieliszka wódki i nie zajął miejsca.
Dla Asa otwarł się w tej chwili bardzo ponętny widok, gdy przez szybę ujrzał na jednym półmisku dymiące się ciepłą parą pieczone mięso, na drugim — sypkie kartofle. To go mimowolnie