Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

wa ono już w usposobieniu: pies-próżniak i bez nauki kładzie brzuch na ziemi, głowę — między wyciągnięte przednie łapy i leży. Wyżeł z żywym, gorącym temperamentem ma już we krwi niejako aportowanie. Oh, As okazywał aż nadto pochopności do chwytania w zęby wszystkiego, co się nadarzyło. Gdy raz znalazł na sofie otwartą książkę o układaniu wyżłów, wlazł z nią pod sofę i tam doszczętnie podarł, pogryzł. Za to otrzymał znowu chłostę szpicrózgą i wprawdzie nie utracił chęci do brania w zęby innych przedmiotów, ale sam widok książki napełniał go nieopisaną trwogą. Pokazuje się, że aby oduczyć, trzeba bić za każdą rzecz; aby nauczyć, bicie często nie pomaga. Mocna wiara w uogólnione teorje prowadzi wychowanie psów na manowce: psy — są to indywidualności.
Pan Albin też coś jakby pojmował, iż spełnianie rozkazu „waruj!“ brzmi dla Asa ponuro, przechodzi poniekąd jego siły; tymczasem „aport!“ pobudza go do czynności. Za podnoskę do aportowania miał posłużyć okaz wypchanej wiewiórki, stary grat, wyciągnięty z pomiędzy rupieci. Naszemu wyżłowi aż się ślepie zaiskrzyły, gdy pan jego z wyrazem „aport!“ na ustach trzymał w ręku wiewiórkę.
Owe lekcje tak wypełniały czas Zabrzeskiemu, że teraz później jadał śniadania, wcześniej powracał do domu z kolacyj, wstawał regularnie o ósmej z rana i zaraz się zabierał do lekcyj z wyżłem.
Już po upływie dwóch dni nauki wydało się panu Albinowi, że As zrobił znaczne postępy w aportowaniu, gdyż jakkolwiek nie odnosił jeszcze panu podniesionego przedmiotu, pozwalał go sobie jednak odbierać. To też trzeciego dnia rano, nauczyciel, dumny z osiągniętych rezultatów a pełen nadziei na przyszłość, pod najlepszą