nie Asowi zaglądającego w zęby, przerwało wesołą zabawę. Wszystkie psy, ile ich tam było, zwróciły ciekawe oczy na przybyszów, a każdy zdawał się wzrokiem zapytywać:
— Co też ten wyżeł może nieść w zębach?
Niebawem wielki dog pierwszy przyskoczył do Asa, nastroszył się okrutnie i musiał mu warknąć do ucha jakąś brutalną groźbę, gdyż młody wyżeł bojaźliwie spuścił ogon, pokornie się przypłaszczył i jednocześnie wypuścił z zębów wiewiórkę. W tejże chwili lotem strzały przyskoczył mopsik, chwycił upuszczoną podnoskę i pognał z nią w cwał przez plac, a za nim popędziły teraz wszystkie psy, nie wyłączając Asa i przybyłego z nim pudla. Cała ta gromada obiegła naokoło kościół, poczem zjawiła się znowu na placu, naprzeciwko pałacu Kronenberga. Już ten, już ów zaskakiwał drogę mopsowi, który jednakże umiał się zawsze zręcznie wywinąć, a w ostatnim razie uchodził popod brzuchami psów większych.
Żywym ruchem roiło się to psiarstwo; z wiewiórki na wszystkie strony wyłaziły jakieś kłaki, a co ją który pies dopadł, skubnął, potem się zatrzymywał, smakował i usiłował wypluć pakuły, oblegające mu podniebienie.
Tak się tutaj rzeczy miały, kiedy niespodziewanie wtargnął na plac Franciszek, uzbrojony w trzepaczkę do mebli. Fizjognomja człowieka, pełna goryczy, jego chód niecierpliwy, ruchy niespokojne i ta trzepaczka, wyglądająca jakoś podejrzanie w rękach ludzkich, wszystko to sprawiło, że As, jakby poczuwając się do winy, zaczął rejterować. Inne psy widocznie pozostawały w niepewności, co czynić, i wyczekiwały dalszego przebiegu wypadków. Atoli mopsik naraz wypuszcza z pyska podnoskę, odważnie naciera na Franciszka i szczeka zapalczywie. Pozostałe psy, zachęcone
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.