Wszystkie zresztą psy, ile ich tam było, wietrzyły widać jakąś zdradę, gdyż poczęły się z placu wynosić, zachowaniem swojem dając mniej więcej do zrozumienia: — „Skoro nie można przewidzieć, co za zamiary ma w duszy ten oto człowiek, przeto na wszelki wypadek lepiej się stąd oddalić“.
Również i As miał chętkę drapnąć, bo skwapliwie zerkał oczyma za pierzchającymi towarzyszami; ale go widocznie przykuwała do miejsca wiara w przyjaźń i rozum pudla, gdyż pozostał.
Co się teraz pan Albin zbliżył na jakie dwadzieścia kroków odległości od obu psów, pudel zaraz brał nogi za pas i gnał na przeciwległy bok placu, a za nim podążał wyżeł. W taki sposób Zabrzeski obszedł trzy razy naokoło plac Zielony i dopiero się stuknął w czoło ozdobione grzywką, gdyż zrozumiał nareszcie, iż pudel demoralizuje Asa.
— Czekajcież, nicponie, pokażę ja wam! — zawołał i skinął na stojącego przy hotelu Francuskim posłańca, któremu wydał polecenie w tych słowach:
— Ten czarny pies należy do mnie i trzeba go koniecznie oddzielić od tamtego białego pudla!
Dwaj ludzie, jeden w kapeluszu, drugi w czerwonej czapce, obaj uzbrojeni w laski, stanęli teraz naprzeciwko dwóch psów, ażeby rozerwać ich przyjacielski związek.
Pudel, jak się zdaje, odrazu zrozumiał, że co dwaj nieprzyjaciele, to nie jeden, że więc nie należy się silić na wynajdywanie chytrych środków obrony na małej przestrzeni placu, ale trzeba sobie zdobyć większe terytorjum. Pudel rzucił się w Rysią ulicę, pozostawiając towarzysza wśród nieprzyjaciół. Głupio się musiało zrobić na sercu Asowi, gdy stracił przyjaciela i przewodnika, a pan jego przyzwał teraz do pomocy aż dwóch nowych
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.