taki tryb, nazywa się go upadłym, spodlonym; psa można nazwać jedynie nieszczęśliwym. Kilku takich nieboraków, poziewając i z wyrazem obojętności w oku, spoglądało na Asa i pudla, które wyglądały zuchwale, butnie, jakgdyby świadomie dumne, iż prowadzą walkę z ludźmi.
Wkrótce atoli nadbiegli tu także spoceni, pełni skwapliwości posłańcy, co szli za zbiegami jak woda, mając w odwodzie pana Albina. Na ten widok przywykłe do ludzkiego prześladowania psy-żebraki okazały niepokój i jaki taki począł dźwigać swoje zemdlałe kości. Pudel, zająwszy najbardziej odkryte stanowisko, odrazu spostrzegł, że nieprzyjaciele nie zaniechali pogoni i, niedługo się namyślając, poskoczył w ulicę Erywańską wraz z Asem, a z Erywańskiej pognał na plac Zielony. Psy odkryły drogę Kolumba, dobrze teraz wiedziały, że z placu Zielonego łatwo się można dostać znowu na Ewangelicki i tak — wkółko.
Doprowadzony do ostateczności, Zabrzeski jeszcze raz krzyknął straszliwym głosem:
— As, do nogi!
W odpowiedzi na to, oba psy poszły w ulicę Rysią.
Zgrzytnął zębami pan Albin, zły, że wszystkie jego usiłowania rozbiły się o psią przebiegłość. Głodny, zziajany, chmurny, oświadczył posłańcom, iż ich wynagrodzi sowicie, jeżeli mu tylko wyżła dostawią do domu. I poszedł na śniadanie do Stępkowskiego.
Przechodząc przez ogród Saski, ze zdziwieniem spotkał tu pana Wincentego, dawnego towarzysza śniadań od Müllera, i z miejsca opowiedział mu wszystkie swoje zajścia z Asem.
— Ja myślę — mówił stary myśliwy — że pan bierzesz się do nieswoich rzeczy. Ułożenie wyżła, zwłaszcza w starszym wieku, nie jest łatwe.
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.