Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

— Muszę panu przedewszystkiem powiedzieć — mówił do Zabrzeskiego — że „As“ nie jest to właściwa dla wyżła nazwa! Jakieś asy, winty Fausty, bardy — mogą być dobre dla mopsów, pinczerów, pudlów i innej psiej mieszczańskiej hołoty, ale nie dla psa myśliwskiego! Następnie, imię wyżła powinno być dwuzgłoskowe, aby pies pojmował, że się go istotnie nazywa... Jedną jedyną samogłoskę może myśliwy z łatwością niedbale wymawiać, co psa tropi tak samo, jak człowieka... Skoro więc wprowadzasz pan do myślistwa karciarstwo, nazwijże swojego wyżła przynajmniej As-pik!
— Pedantyzm, posunięty do drobiazgowości! — odezwał się pan Wincenty.
— Lepiej być pedantem, aniżeli fanfaronem, lekkoduchem! — powiedział z naciskiem były nadleśny, poprawiając sobie włosy, które mu nieustannie odsłaniały łysinę, narażoną przez to na dokuczliwość much
— Jak na myśliwego, masz za dużo pedantyzmu i przesądów — rzekł były dziedzic tonem, z którego znać było, że domawiając ostatnich słów, żałował, iż je wymówił.
— Za dużo pedantyzmu i przesądów, jak na myśliwego? — zapytał pan Marcin, spoglądając jadowitym wzrokiem na swojego towarzysza. — A czy to mój pedantyzm i moje przesądy wylęgły się w kolanie czy łokciu, że o nich z lekceważeniem mówi mój kolega myśliwy?... Mnie się zdaje, iż one powstały w mózgownicy, gdzie się wpisuje wszystko, czego człowiek myślący doświadcza w ciągu życia. O, panie Wincenty, znać na tobie kilkumiesięczny pobyt w Warszawie!... Spudłowałeś już dzisiaj dwa razy: uczynkiem, boś się o godzinę spóźnił na stanowisko, i — językiem,