Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

Zabrzeski zwracał się teraz z zapytaniami, dotyczącemi wykształcenia Asa, i otrzymywał odpowiedzi głównie od pana Wincentego. Dopiero przy pożegnaniu, gdy się mieli rozchodzić, przemówił też i pan Marcin, jakoś już udobruchany.
— Niechże się już nazywa i As, choć mi to przypomina pierwsze litery wyrazu asinus!.. Tylko żeby się na nim taki prognostyk — nomen-omen — nie sprawdził, daję panu dobrą radę: jest w Kościejowej Wólce leśniczy, niejaki Benedykt Ochota, ogromny majster, można śmiało powiedzieć: profesor od układania wyżłów; oddaj że mu pan swego wyżła na wyćwikę, a za dobry skutek poręczam!... Ale widzisz pan, ja jestem pedant, nie lubię nic robić pstrum-brum; więc proszę tu zaraz zapisać sobie adres: „Benedykt Ochota w Kościejowej Wólce, ostatnia poczta Skierniewice“. Możecie się porozumieć listownie czy osobiście, jak pan wolisz!...
Kiedy nareszcie pan Albin po tem pożytecznem dla siebie śniadaniu wrócił do domu, zastał tam już wszystkich trzech posłańców, którzy mu teraz na wyścigi, jeden przez drugiego, opowiadali zajmującą historję swoich przygód z Asem. Najciekawszy atoli z tego wszystkiego był koniec. Jak się pokazało, oddzielili oni naprzód pudla, obili go i odpędzili; a wtedy wyżeł, strudzony niezmordowaną pogonią, uchodząc przed obławą, zapędził się aż na Sewerynów. Tam — opiewało sprawozdanie posłańców — wpadł do sieni jednego domu i naraz stał się tak śmiały, jakby na swoich własnych śmieciach: biegał po podwórzu, szczekał, wpadał do różnych sionek, ujadał. Wkrótce też ukazały się jakieś panie i zaczęły go witać z ogromną radością, wołając:
— Asiunio, Asiunio, kochany Asiunio!
Wówczas najenergiczniejszy z posłańców śmia-