nad temi odwiedzinami, milcząca dotąd Morusieńka niespodziewanie odezwała się w te słowa:
— Jestem pewna, że on ma jakąś podstawę upominania się o Asa, skoro tu przyszedł!... Być może kupił psa od złodzieja, a kto wie, czy nie od papy?... Wyście się bardzo źle zachowywały z tym nieznajomym: jakieś cierpkie przycinki, wymówki!... Przez cały czas nie pozwoliłyście mu się wytłumaczyć. Co on sobie pomyśli?
Ta uwaga dziewczyny, wypowiedziana dosyć cichym, nieśmiałym głosem, wywołała straszliwy rejwach. Wszystkie razem otwarły usta, łajały Morusieńkę, powtarzając nieustannie „smarkacz“. Nareszcie, gdy ją już dobrze zgromiły, zaczęły nielitościwie szydzić, jakoby usiłowała zwrócić na siebie wszelkiemi sposobami uwagę Zabrzeskiego, co Guta w uniesieniu nazwała „bezczelną kokieterją.“ Teraz piękne oczy dziewczyny napełniły się obfitemi łzami i wybuchło owo łkanie, które u płci pięknej stanowi cechę równie charakterystyczną, jak i język.
Te krzyki, płacze sprowadziły tu ojca, który gdzieś poza kuchnią zajmował oddzielny pokoik. Córki w jaskrawych barwach przedstawiły emerytowi całe zdarzenie, odnoszące się do odzyskania wyżła, a przytem oskarżyły „smarkacza“ Morusieńkę. Głównie przemawiała Luta, dzielnie ją popierała Guta, inne dorzuciły swoje. Starzec, jakkolwiek się bał swych córek i był u nich takim samym pantoflem, jak niejeden mąż u swej żony, tym razem jednakże ujął się za „smarkaczem“, a potępił „anioła-stróża rodziny“ i „inteligencję“. Co więcej, ku nadzwyczajnemu zdziwieniu i zgorszeniu starszych córek, oświadczył, że istotnie on sam Asa sprzedał, że więc prawy właściciel musi go niezwłocznie odzyskać. Luta, Guta i Niuta powstały teraz na ojca, wyrzucając
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.