Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

się spełnić, a człowiek mniema, że to on działa, czuje, myśli... Ostatecznie, on jest tylko zadowolony lub niezadowolony; bieg wypadków pcha go w jednym albo drugim kierunku. I nikt a nikt nie jest tak mądry, aby posiadł klucz logiki szczęścia i nieszczęścia, aby konsekwentnie przewidział, ku jakiemu kresowi zmierza. Głupi ma nawet pod tym względem wyższość nad mądrym: głupiec nie tak często błądzi, zato mądry nigdy popełnionych błędów swoich nie opłakuje.
Nie będziemy tu opisywali przebiegu sprawy sądowej, wytoczonej przeciw emerytowi o pokąsanie przez Asa żebraka i kaleki Szymona Pytaja, zwanego pospolicie Pytą. Świadkowie byli wiarogodni, począwszy od szewca Kąskiewicza, a kończąc na przekupce z bramy, dowody też — całkiem oczywiste. Ojca sześciu córek skazano wyrokiem sądowym na zapłacenie Pycie pewnej sumy pieniężnej i poniesienie kosztów procesu. Grzeczność, przyzwoitość towarzyska nie pozwalały na wprowadzenie w tę sprawę Zabrzeskiego, istotnego właściciela wyżła. Ale też stary narobił zato w domu piekła!... Zemdlała Luta, zemdlała Guta, zemdlała Niuta i o mało nie zemdlała Morusieńka, a ojciec wpadł w jakiś szał, biegał po pokoju, sapał, wykrzykując:
— Dosyć mam tego psa! Już mi kością w gardle stanął! Słowo honoru daję, słowo honoru — w łeb mu strzelę, jeżeli się tylko pokaże w moim domu!... Słyszycie, mówię jasno — w łeb strzelę!...
Szczęściem Asa nie widział, gdyż Morusieńka nosiła już teraz długą suknię i, siedząc na krzesełku, zalewała się łzami, a nóżkami tak psa przygniotła, że się nie mógł ruszyć. Jakie to szczęście, że nie zemdlała!
Nareszcie stary wybiegł do swojego pokoiku, gdzie wydobył jakiś bardzo stary, zardzewiały