Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

cie istotna troskliwość o nienaganne postępowanie i dobre imię najmłodszej siostry? Pytań tych nikt zapewne nie zdoła rozstrzygnąć stanowczo. Wszystkiego bowiem w pobudkach działania „anioła-stróża rodziny“ mogło być po odrobinie.
Po doznanej przygodzie ulicznej z panem Albinem, Morusieńka przed drzwiami mieszkania odzyskała przytomność, nie wpuściła za sobą wyżła, tylko weszła sama, usiadła spokojnie i, czego dotąd nigdy nie robiła, zaczęła czytać książkę: „Żywoty znakomitych Polek“.
Wkrótce wpadła za nią Luta, jak bomba, zatrzymała się chwilkę i powiedziała z gorzkim uśmiechem:
— Pięknie, bardzo pięknie!...
Skinęła na Gutę i Niutę i wszystkie trzy poszły do ojca.
— Ojcze, jest źle, bardzo źle! — zawołała Luta, wchodząc do pokoju.
Emeryt z przerażeniem spojrzał na najstarszą córkę i trwożliwym głosem spytał:
— Co się stało?
A ona zaraz zaczęła w najstraszniejszych barwach przedstawiać, że Morusieńka miała umówioną na ulicy schadzkę z Zabrzeskim, że się wraz z nim schroniła na odludną ulicę, gdzie słuchała jego miłosnych wyznań, że nareszcie upadła, a on ją podniósł i całował. Guta i Niuta dodawały niemało okropności temu opowiadaniu swojemi wykrzykami, ruchami rąk i twarzy.
— Niech ojciec radzi! Niech ojciec radził — wykrzykiwały nagwałt trzy stare panny.
Zdawało się, że starca opuściła dzisiaj owa energja i stanowczość, którą okazywał wczoraj jeszcze, uzbrojony w pistolet. Pobladł nadzwyczajnie, miał łzy w oczach, usta mu drgały, nogi się chwiały pod nim i wyrzekł tylko: