Gdy już panna Swojewska została panią Zabrzeską, wnet cicha, spokojna dziewczyna zmieniła się na wielce ruchliwą i energiczną mężatkę, okazując nieustannie tkliwą miłość mężowi. I było to, co bywa zwykle: naprzód — „dwie dusze w jednem ciele“, potem duszy płci męskiej robi się ciasno, a dusza żeńska trzyma ją obiema rękoma za poły.
Dawniej panu Albinowi ciągle się nastręczało pytanie: — „Na czem się to wszystko skończy?“ — Obecnie, jeśli wpadł w zadumę, stawało przed nim pytanie: — „Czy ja jestem szczęśliwy?“ — Sam sobie odpowiadał: — „Zdaje się, że jestem“. — Później wahał się, co sobie odpowiedzieć; jeszcze później odpowiedź brzmiała: — „Zdaje się, że szczęścia niema na świecie“. — Ona zyskała swobodę, on ją stracił. Uwolniła się od tyranji rodzinnej sióstr i została sama tyranką męża. Jako pannie było jej źle na Sewerynowie, a sądziła, że mężowi powinno być dobrze na Erywańskiej. Miłość ich, nie przeplatana żadnem innem uczuciem, nie przerywana obowiązkami, w które człowiek wkłada kawałek duszy, stawała się chlebem powszednim, a nie przysmakiem. Zabrzeski usiłował nieraz wydobyć się z domu; ale żona inaczej pojmowała święty małżeński związek. — „Kocham cię i chcę być zawsze z tobą“ — mawiała. Ten piękny klejnot zaczynał być kamieniem młyńskim u szyi.
Zmęczony, przesycony miłością pan Albin znowu zwrócił uwagę na Asa, gdyż zachciało mu się teraz polować. — „Ach! wyrwać się na cały dzień z domu w pola, w lasy!“ — Odnalazł adres Benedykta Ochoty i postanowił osobiście odwieźć wyżła na naukę.
— Bardzo dobrze, to i ja z tobą pojadę! — zawołała żona.
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.