co trwało niekiedy trzy, cztery dni. Mawiano wówczas w domu, że „pan słabuje“. Gdy raz tak chorował, weszła do niego w nocy gospodyni, wiedziona zapewne troskliwością o zdrowie pana. Ochota widać jej nie poznał, przestraszył się widma w bieli, porwał wiszącą na ścianie dubeltówkę i wypalił do kobiety. Na szczęście w naboju był szrut kaczy; skończyło się na wybiciu zębów i zeszpeceniu twarzy gospodyni.
Ta gospodyni nazywała się Ajnemerowa, a dzierżyła na Zbójeckiej ster zarządu gospodarstwa domowego i każdej prawie nocy albo widziała, albo słyszała, że „coś chodzi“. Straszyło tam na Zbójeckiej. Ajnemerowa pochodziła z Galicji i, jak podanie głosi, była wdową po strażniku rogatkowym — Einnehmer — stąd poszło później jej nazwisko. Przed osiemnastu laty była podobno bardzo powabną niewiastą, przynajmniej sama tak twierdziła; ale obecnie ani śladu wdzięków: wysoka, chuda, rozczochrana wiedźma z twarzą cygańską, pokrytą bliznami.
Miała Ajnemerowa przy sobie dwoje dzieci: dwudziestoletniego syna Olfąsa (zapewne Alfonsa) i dwudziestoczteroletnią córkę Polusię. Olfąs, długi, cienki drągal, odznaczał się czubatą głową z rudemi włosami, dużym nosem, jakby przełamanym w środku i skrzywionym w prawą stronę, ustami przypominającemi otwór słoika, z których wyglądały zęby, podobne do zajęczych. Powoli i ociężale chodził na długich a płaskich stopach, nieustannie poprawiając krótkie, lecz szerokie spodnie, które na jednem tylko ramieniu utrzymywał kawałek krajki.
Główną siłę roboczą w całym domu stanowiła Polusia, dziewka rumiana, silna, zdrowa i pracowita. Oprócz tych wymienionych osób znajdowało się jeszcze na Zbójeckiej dziecko, pięcioletnia
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.