wo kości służy mu tak bezsprzecznie, iż najmniejszej kostki gotów był bronić do wyłamania sobie ostatniego zęba. Stanowczość, z jaką ów starzec zjadał twarde szczątki pańskiego obiadu, była tak wielka i miała w sobie tyle powagi, że As spojrzał tylko i widział bezsporność praw Awansa. Cienko śpiewał!... Nieraz znalazł starą kość wybielałą, czaszkę końską lub baranią, brał to w zęby, kładł się na ziemi i chrupał. Dobre i takie naiwne łudzenie samego siebie!
W takiem położeniu rzeczy wyżłowi pozostawały tylko tajne i bardzo ryzykowne drogi zaspakajania głodu, jak naprzykład — upatrzyć chwilę dobrą, wpaść piorunem do kuchni, porwać tam bodaj z garnka flak jaki i — w nogi. Udawało się niekiedy, a w takim razie już Olfąs bezwarunkowo odbierał plagi; bo któż inny mógł ukraść tak zręcznie? Jemu było obojętne dostać wały raz więcej czy raz mniej w życiu. Innym razem mógł znowu As dostać harapnikiem za niego i rachunki się wyrównały. Jakoż nastąpiło to niebawem.
Nie udały się jednego dnia łowy w Kościejowej Wólce; baby bowiem spostrzegły wyżła, uchodzącego z gęsią ciężką, opierającą się psu resztkami życia, rzuciły się w pogoń i As musiał porzucić zdobycz, ażeby ujść z psią duszą. Widząc rabusia, zmykającego ku Zbójeckiej, gospodynie ogłaszały triumf Wypychowej.
Urwało się łatwe i korzystne polowanie, a nawet obawa przejmowała Olfąsa, czy mieszkańcy z Kościejowej Wólki nie zwrócą się do pana Benedykta z żądaniami wynagrodzenia strat, poniesionych w kurach, kaczkach i gęsiach. Oj, dostałby on wtedy za opiekę nad wyżłem!...
Ale takiemu, który przywykł do smacznych kąsków, na samo ich wspomnienie idzie do ust ślinka. Któżby wrażenia takiego nie doznał na
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.