widok pięknych kur Ajnemerowej? Okazałe, tłuste, obiecywały one rozkosze zadowolenia najwybredniejszemu smakoszowi! Starszy Ochota, spojrzawszy nieraz na te kury, połknął ślinkę i zwracał się do gospodyni, mówiąc:
— Zjadłbym talerz dobrego rosołu z kurzyny — tylko żeby to było, jak ja lubię!... Esencjonalne — z pięć ziarek pieprzu, trochę bobkowego liścia, kawałeczek imbieru, a po wierzchu niech sobie pływa natka z pietruszki!
Jeżeli Ajnemerowa była w dobrym humorze, co filozof przez pochlebstwo nazywał „anielskim humorem“, odpowiadała:
— Cóżby zaś nie?... Toć wszystek drób jegomościn!
I niebawem gotował się taki rosół w oddzielnym garnuszku, a z całej kury nie mogło go być więcej, broń Boże, niż dwa talerze. Ale czasem baba miała muchy w nosie, chciała dokuczyć jegomości i wtedy ze złością odpowiadała:
— Ja kur nie stwarzam, jaj nie będę wysiadywała i tego, co zostawione na chowanie, nie myślę w brzuchy wkładać!
Wtedy pan Benedykt odchrząknął tak mocno, aż się w lesie rozległo, szedł do swojej izby i wypijał dwa kieliszki piołunówki, aby utwierdzić swój sarmatyzm.
Olfąs zpodełba spoglądał na wałęsające się około domu kury i, jak od zmory, nie mógł się uwolnić od myśli, ciągle mu podszeptującej: — „Zjadłbym taką pieczoną kurę!“ — Teraz wystarczało pokazać tylko Asowi palcem jedną z kur i iść sobie do lasu, a wyżeł resztę sam załatwiłby, gdyż brał kury tak cicho, lekko, zręcznie, bez najmniejszego hałasu... Chłopakowi chodziło jedynie o to, że brak kury w domu ściągnie nań podejrzenie;
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.