Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

to Ajnemerowa sama rzuciłaby się nań, oberwałaby mu „kudły“ ze łba, drapałaby go teraz, choćby nawet nie był on sprawcą tego dzieła, byle nasycić uczucie zemsty za zmarnowanie pracy. Tymczasem Olfąs gdzieś przepadł i to niewiadomo z jakiego powodu, gdyż czarny warszawski pies przecież kury podchodził. Może ten sam pies dobrał się do kiełbas? Jest to bardzo prawdopodobne... O tych kiełbasach i kiszkach nie można mówić jegomości. — „Wyprawiacie mi beki — powiedziałby — a w domu żadnego dozoru niema!“ — Niezawodnie nakląłby strasznie. Coprawda, miałby za co.
Takie mniej więcej myśli przewinęły się w głowie gospodyni, aż nareszcie rzekła:
— Mówcie sobie, państwo, co chcecie, a ja zawsze powiadam, że są na świecie rzeczy różne takie... Ja tam jestem prosta kobieta, ale pamiętam dobrze, jak nieboszczka moja matka zawsze powiadała: — „Lepiej we wszystko wierzyć, niż w nic!“
— Eeee, tak znowu mówić nie można! — zawołał z goryczą w głosie filozof, któremu zawiedzione nadzieje dodawały teraz bodźca opozycji, a gospodyni poczęła go już drażnić jako pozioma inteligencja.
— Tylko ludzie z niższem poznaniem mogą wierzyć w głupie gusła i zabobony — mówił z naciskiem i fizjognomją człowieka o coś obrażonego — ale kto ma wyższe pojęcie, ten sobie nic nie robi z ciemnego pospólstwa.
Takie powiedzenie Julka wychodziło na to: — „Mało sobie robię z twoich przekonań, ponieważ mi nie możesz dać kiszki z rodzynkami!“
I gospodyni odczuła dosyć dotkliwie lekceważenie. Byłoby może już przyszło do jakiego poważniejszego zatargu, gdyby nie okoliczność, że