mata miał już Asa uwiązanego na harapniku, jak na smyczy, a ciągle powtarzał:
— Trzeba go będzie teraz od kur odzwyczaić raz na zawsze!
I dopiero głosem stanowczym, gniewnym wydał Polusi rozkaz, ażeby mu natychmiast przyniosła kurę. Już się byli zeszli wszyscy borowi i każdy z ciekawością oczekiwał widowiska oduczania wyżła od polowania na kury domowe. Ta powszechna ciekawość pobudzała też instynkt srogości starszego Ochoty, który, niezależnie od wszystkiego, chciał nadto przekonać i Ajnemerowa, że nie jest prawdą jej twierdzenie, jakoby „żadnej sprawiedliwości w domu nie było“. Kiedy nareszcie przyniesioną kurę przymocowano Asowi na szyi pod samym pyskiem, wtedy polecił pan Benedykt jednemu z borowych trzymać psa, uwiązanego na harapniku za kółko od obróżki, drugiego zaś uzbroił w inny harapnik i kazał mu bić wyżła, co się zmieści, powtarzając: — „A wara od kur, a wara!“
Rozległy się odgłosy strasznej chłosty i żałosne skomlenie psa, zmieszane ze skrzeczeniem szamotającej się kury.
— Bij lepiej, nie żałuj bata!... Pięćdziesiąt musi dostać! — krzyknął od ganku leśniczy.
Oprawca pomnożył usiłowania, lepiej dołożył ręki. Wyżeł zawył, szarpnął się strasznie, podskoczył; bat znowu świsnął, dojmował jak rozpalone żelazo. Pies dobył ostatnich sił, rzucił się rozpaczliwie i tym razem usiłowanie nie było bezskuteczne. Cóż się stało? Kółko obróżki pękło wskutek szarpnięcia czy się też może urwało, a borowy, trzymający oburącz Asa na harapniku, upadł nawznak i aż się nogami nakrył. Wyzwolony pies, z kurą u szyi, buchnął teraz całym pędem w bramę i tyle go już tylko widziano.
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.