z żoną, miał zamiar powiedzieć jej, że musi, powinien żyć poza domem także, gdy go powstrzymała okoliczność nieprzewidziana. Morusieńka czuła jakieś bóle głowy, mdłości, nerwowy niepokój — i wezwany lekarz oświadczył, że wszyscy w domu powinni okazywać bezwarunkową uległość względem pani Zabrzeskiej: „broń Boże w czemś jej się sprzeciwiać, krępować wolę, narzucać przekonania!“ Należało się więc zastosować do przepisów lekarza i o jakichś planach mężowskiej niezawisłości nie było mowy.
Mijały dnie, tygodnie, Morusieńka ciągle niedomagała; mówiła do męża: — „mój złoty“, on do niej: — „mój aniołku“ — i żyli tak, przytuleni jedno do drugiego, nie mając nawet o czem rozmawiać z sobą. Jeżeli mu bardzo zapachniało powietrze, wtedy się odzywał:
— Byłoby zdrowo dla Asa, żeby się trochę przewietrzył!
— Wyborna myśl! — odpowiadała żona, ubierała się czem prędzej i wychodzili na wspólną przechadzkę.
— Czy ja już nigdy sam na świat nie wyjdę? — stawiał sobie w duszy pytanie pan Albin, a żonie zwracał głośno uwagę:
— Mój aniołku, możebyś dziś w domu została? Przymrozek, wiatr zimny!
— Owszem, mój złoty, lekarz powiada, że dla mnie zawsze jest bardzo zdrowo chodzić.
To monotonne życie przerywało się niekiedy odwiedzinami sióstr z Sewerynowa, z któremi stosunki pani Zabrzeskiej były bardzo dyplomatyczne. Jako mężatka, pani swego domu, uważała się ona poniekąd za wyższą istotę, czego jej siostry nie mogły przebaczyć. Daleko szczerzej żyła Morusieńka z panią Konstancją Garlewską, ową rozwódką, sąsiadką Swojewskich, co to należała do
Strona:Adolf Dygasiński - As.djvu/95
Ta strona została uwierzytelniona.