Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

sze popełnił grzech śmiertelny. „On mię zabija na duszy! Choć młodszy, jest Kainem, ja — Ablem“. — Pożycz-no mi dubeltówki — mówi raz Tetera — idę do Cieciórki polować w puszczy na łosie“. Malwa mu pożyczył dworskiej dubeltówki i przez trzy miesiące nie mógł odebrać; dopiero raz spoił brata gorzałką, zabrał strzelbę i uciekł. Zaczynał się coraz bardziej bać brata Tetery. „Mowny taki i chytry, że do najcięższego grzechu namówi“.
Zawiódł się strzelec i na rodzinie Jasia. Poszedł był kiedyś w odwiedziny do Malwicz, był pewny, że go Flora i Teterzanki serdecznie powitają; tymczasem one kręciły nosem, krzywo nań spoglądały, wyśmiewały się z niego po kątach, nie prosiły nawet siedzieć. Nie było nawet mowy o tem, żeby go która z dziewczyn nazwała wujkiem. A jak one się wyśmiewały z niego! Terenia ręką aż sobie zasłaniała usta i krztusiła się od śmiechu, a Jadzia za każdym jego ruchem mrugała na Marynię. Zamiast spodziewanej rozkoszy rodzinnej, nałykał się wstydu, napoił serce goryczą. Przecież i to go niezmiernie zabolało, że Flora nie zamawiała do niego „bracie“ ani „Jakóbie“, tylko ciągle nieosobiście, jak do kogo niższego, z lekceważeniem: „Jakiż urząd ma się w Morzelanach?“ „Pewnie nie pija kawy i herbaty-hę? Strzelec jużby nigdy do tego domu nie zajrzał. Co sobie myślała ta Flora Gibulanka, pochodząca