Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.




I.

Piękne są latem Morzelany!
Wielki staw czworoboczny, nad nim — dwór biały, duży, wyziera z poza gąszczu drzew i krzewów jak pałac zaczarowany, a naprost dworu, po przeciwnej stronie stawu — kapliczka biała z dwiema wieżami, z dzwonnicą, białe domki, krzyż żelazny na białej podstawie i w koło — topole nadwiślańskie. To wszystko przegląda się w wodach stawu i w pogodną noc księżycową widać czarodziejską podwodną krainę, wysłaną gwiazdami. Za dnia to wszystko odbija na żywo zielonem tle drzew, krzewów, łąk rozległych. Topole włoskie nadobnie się tu splatają z licznym orszakiem brzóz płaczących, które za powiewem wiatru z pod wiotkich szat ukazują białe ciała, jak tancerki w pląsach namiętnych, i znowu się osłaniają i szumią. Gdzieindziej posępne świerki drzemią spokojnie, kołysane do snu szumem nieustannym