Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

nik. Strzelec bardzo ostrożnie zajrzał wewnątrz i odrazu się przekonał, że Tetery nie było, tylko cztery kobiety i Franek. Podsunął się bliżej, chciwemi oczyma rzucał po kątach i widział w jednym kącie, za tapczanem, coś jakby strzelbę. „Kto wie, może to i dubeltówka dworska?“
Marynia i Franek dawali sobie jakieś tajemnicze znaki, rozmawiali na migi za plecami sióstr i matki... Franek skinął głową i zabierał się do wyjścia. Teraz Malwa wlazł za węgieł, słyszał jak drzwi skrzypnęły, Teterzak wyszedł z izby i, gwiżdżąc, oddalał się w kierunku drogi. „A gdyby też tak pogadać z Frankiem! Pomyślał strzelec i, jak jemu przed chwilą szafarz, tak teraz on Frankowi zabiegł drogę.
Spotkanie nic a nic nie zadziwiło wyrostka.
— Niech będzie pochwalony! — rzekł strzelec.
— Na wieki! — odmruknął chłopak i szedł dalej, nie bacząc, z kim się spotkał.
Malwa — zanim i wszczyna rozmowę:
— Ojciec jest w domu?
— Ee, co ma być!
— Czy nie wiadomo, gdzie go szukać?
— Skąd ja mam wiedzieć, gdzie starego nosi licho?
— Pewnie ze strzelbą wyszedł?
— Może ze strzelbą, albo i nie...