— Oa, oa! Z siebie pan strzelec chcę winę na mnie zwalić... Ja się przed starym nie wykręcę!
— Wiesz ty Franusiu, że między nami zachodzi blizkie pokrewieństwo?
— Matula o tem pokrewieństwie tak mówi: Żerdź w płocie, a kołek w błocie.
Strzelec umilkł, gdyż odebrał bolesną ranę: rodzina się go wyrzekała. Z milczenia wyrwał go Franek swojem pytaniem:
Proch będzie? Szrót, kule, pistony? Bo ja też strzelam! Skoro mam starego sprzedać, niechże choć wiem za ile.
Malwa się przeraził, pomyślał bowiem, że grzechem jest kusić i podmawiać syna przeciw ojcu. Ale chodziło o dubeltówkę, tak upragnioną w tej chwili i, odrzekł:
— Dam, dam i prochu, i szrótu, i pistonów!
Franek nic nie odrzekł, zastanawiał się, czegoby tu jeszcze zażądać. Dopiero po jakiejś chwili w te słowa przemówił:
— Zgoda, ale i kilka trutek na lisy mieć też muszę!
— Ja lisów nie truję! W Morzelanach jeden tylko szafarz truć umie, a w Malwiczach — twój ojciec.
— Oho, przy starym nikt się nie pożywi!... No, ale, jeżeli nie trutki, to co innego...
— Powiedziałem, że ci dam prochu, szrótu, pistonów.
Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.