Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mnie i pieniędzy potrzeba! Stary o mnie nie dba i sam muszę.
Malwa sobie przypomniał, że go stary Tetera słowo w słowo tak samo naciągał. „Co to będzie z tego chłopaka później, kiedy on teraz już taki? Nie urodzi sowa sokoła“. Ale i on, Malwa, człowiek starszy, zamiast skarcić smarkacza, pomaga mu do krętactwa, sieje zgorszenie. „Grzech, ciężka odpowiedzialność przed Bogiem! Wszystko to prawda, a jednak dubeltówka być musi, choćby nawet... I strzelec tłómaczył znowu sobie samemu, że nie jest chyba grzechem śmiertelnym usiłowanie kupienia skradzionej dubeltówki w tym celu, aby ją zwrócić właścicielowi; jest to nawet obowiązek. Jeżeli jedno jest grzechem, drugie obowiązkiem, to kwita.
— Żeby długich targów nie było, — odezwał się Franek — da pan strzelec rubla i będzie.
Malwa wspomniał, że z tego, co mu kapnęło na polowaniu z ogarami, ma jeszcze coś około rubla i odrzekł:
— Dobrze!
Przybyli właśnie do Morzelan, zatrzymali się przed domem, gdzie zamieszkiwał felczer, i chłopak rzekł:
— Niechże tutaj pan strzelec na mnie poczeka! Ja się prędziutko załatwię, wrócimy do Malwicz i z rączki do rączki...