chem, — więc ci powiem to, o czem ty sam wiesz doskonale... Przeniewierzyłeś się skarbowi, ukrywałeś złodzieja Teterę, który kradł drzewo, tępił zwierzynę, oddałeś mu nawet dworską dubeltówkę itd. itd. To wszystko ci się przebacza, ponieważ dziedzic nie chce rozmazywać sprawy po sądach — rozumiesz?
— Rozumiem, ale żeby mię też wielmożny pan posłuchał!...
— Może to wszystko łgarstwo, co ci tu zarzucam? — spytał opryskliwie rządca.
— Uchowaj Boże — prawda, tylko ja...
— Dajże mi pokój, wynoś się, ja nie mam czasu na pogadanki!
Malwa pamiętny tego, z jakim rozmachem przed chwilą wyleciała za drzwi baba, skłonił się nizko i kiedy już brał za klamkę, rządca, jak gdyby na osłodzenie gorzkiej pigułki, rzucił mu jeszcze te słowa:
— Co mię to może obchodzić, czy skarb ponosi straty przez złe chęci łajdaka, czy — przez ślamazarność cnotliwego mazgaja?