Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.

uśmiechnął się zadowolony i rzekł: „Zabiłem nareszcie zająca, i to znanego gracza!“
Teraz zawiesił szaraka przy torbie, jak można najwidoczniej, szedł przez całe Morzelany. Po drodze spotkał najprzód Malwę, który obecnie służył przy kościele, jako pomocnik pomocnika organisty.
Były strzelec dworski wzruszył się na widok zwłok bezuchego gracza i opowiedział felczerowi naprędce, że razu jednego już się był złożył do tego zajączka, miał go na strzał o dwadzieścia kroków; „ale mi ręce opadły, bom sobie pomyślał: on z różnych swoich kawałków patrzy na tego zająca, który tam pod niebem siedzi na księżycu — może grzech do takiego strzelać“.
Następnie spotkał felczer Icia, handlarza skórek zajęczych:
— Aj waj, na co jemu pan doktór poustrzelał uszy?
— Ten zając bez słuchów obstoi za stu zwyczajnych zajęcy! — odparł z dumą Chylecki, — lada myśliwy nie zastrzeli gracza.
Z kolei oglądali szaraka: szafarz, ekonom, pisarz prowentowy, ogrodnik, kucharz, kuchciki i dziewki kuchenne. Powszechnie twierdzono, że felczer zabił na polowaniu zająca nadzwyczajnego i usiłowano się dowiedzieć, jakim sposobem go zabił.