Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

Trzy siostry ostrzyły na nim swój dowcip, stroiły sobie z niego żarciki, używały go do posyłek, mówiły że się przyswoił. On się nigdy nie obrażał, był w siódmem niebie, jeżeli której oddał jaką przysługę. Franek, szorstki dla wszystkich, był względem Witalisa nadzwyczajnie gościnny, uprzejmy i, gdy go nieraz spotkał we wsi, w polu, ściskał za rękę, zapraszał zawsze: „Przyjdź-że do nas znowu!“
A i w domu, kiedy słyszał, że siostry obmawiają, ośmieszają Korduskiewicza, ujmował się za nim z zapałem:
— Cicho wy głupie! Żeby go oto Bóg natchnął do żeniaczki z którą, los byłby! Jedynak, weźmie po ojcu dobry szmat roli.. Dokądże wy tu na kupie będziecie siedziały?
Siostry się oburzały wtedy, a z niemi — matka: „Gdzieby też porządna panna chciała takiego mruka, niedojdę? Lepiej się powiesić!“
Wtedy Franek wybuchał, lżył, łajaj siostry, wymyślał im od „darmozjadów, wałkoniów, nicponiów“, mówił, że żadna z nich „niegodna Korduskiewicza pocałować w piętę.“
Trwało to ze trzy miesiące i siostry mówiły między sobą: „Pięknego mamy braciszka! Stary — to jeszcze anioł“.
Któregoś dnia Teterzak długo rozmawiał z Witalisem na podwórku, a kiedy wszedł potem do izby, oczy mu się świeciły radośnie. Żałożył w tył ręce, stanął przed Marynią i rzekł: