Zbierało się na płacz Maćkowi, myślał, że sprawiedliwość, wdzięczność są rzeczy zwyczajne, razem ze światem stworzone.
Idzie, znowu szuka sędziego, a tu jaskółeczka siedzi na gałązce i świegota:
— Ani zbyt wielkiego ani zbyt małego nie bierz, Maćku!
— Uhm! — pomyślał chłop, — trzeba wziąć barana.
Znalazł barana, prowadzi, pyta:
— Jakież twoje zdanie?
Ten beknął, klnie się:
— Ja tam nie znam żadnej sprawiedliwości ani niesprawiedliwości, wdzięczności ani niewdzięczności! Mogę tu po beczeć i na tem koniec... Jeżeli wam o zgodę chodzi, nasz pies owczarski — doskonały sędzia: jednego barana w kark, drugiego za łeb, w natyłki — i my, tysiące owiec, musimy żyć w zgodzie. Oo, nasz kundel jest wielki sędzia!
Niedźwiedziowi oczy zaświeciły z radości.
— Chłopie, — powiada — wdzięczność dla ciebie gryzie mię i truje coraz bardziej! Zjeść cię koniecznie muszę, żeby się wywdzięczyć.
— Zaczekaj że, — chłop mówi — ten baran jest głupi i jak świat światem baran sędzią nie bywał; ale poczciwca tu jednego sprowadzę.
Bieży Maciek i psa wzywa:
— Wierneś jest zwierzę, pewnie masz w sobie wdzięczność i sprawiedliwość.
Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/266
Ta strona została uwierzytelniona.