Opowiedzieli mu sprawę i nastają: „Sądź podług wiecznej sprawiedliwości świata!“
Pies się zamyślił, a potem rzecze:
— Wczoraj w nocy zbóje napadli mojego pana; ja go w porę ostrzegłem, ocaliłem mu życie, majątek, a on mi dzisiaj przez wdzięczność i sprawiedliwość wsypał takie kije, że oto łazić nie mogę.
Maciek w rozpaczy pędzi i myśli sobie:
— Głupi jestem, że jaskółki słucham! Ani zbyt duży ani zbyt mały — nie mądre słowa... Konia przyzwę, to jest zwierzę poczciwe ze skórą i kościami!
Przyszedł koń i powiada:
Ja znam wybornie wdzięczność i sprawiedliwość, gdyż wożę, noszę swojego pana i zarabiam się w pługu dla niego.
— No i cóż? — pyta Maciek uradowany.
— Za to mię pan głodem morzy i biczem srogo płaci!
— O mocny Boże, — wykrzyknął Maciek strapiony — czy już z Twojego ślicznego świata zginęła wdzięczność i sprawiedliwość?
A jaskółeczka świegoce:
— Ludzie nauczyli swojskie zwierzęta niewdzięczności, niesprawiedliwości... Twój sędzia, Maćku, ani zbyt wielki, ani zbyt mały, ale — dziki być musi!
— Pewnie mądralę — lisa trzeba mi przyzwać! — rzekł sobie i sprowadził lisa.
Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/267
Ta strona została uwierzytelniona.