Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

przykład: Zrzuć-no, stary, kapotę!... Tereniu, weź igłę, powstawiaj łaty!“ Dbali o niego i zaraz się udobruchał. Czasem znowu Marynia na głos co przeczytała, to słuchał, a głównie w nią w tedy wpatrywał się, jak w obraz cudowny. Nigdy jednak żadna z tych dziewczyn nie obdarzyła starego pocałunkiem.
Raz w zimie wrócił do domu nad ranem bardzo osłabiony — zdźwigał się drzewem. A tu ani Flora ani dzieci nie przypuszczały, ażeby stary mógł chorować; dotąd one miały przywilej wylegiwania się w łóżku. Tymczasem dzisiaj Tetera padł na łoże jak kłoda, ku niemałemu zdziwieniu i zgorszeniu wszystkich.
— Stary chce się wyleżeć! — poszeptywał Franek siostrom na ucho.
W izbie rozlegały się głośne rozmowy, śmiechy; Marynia śpiewała nawet.
Stary usnął, spał przez cały dzień, a pod wieczór zaczął bredzić w gorączce. Podczas nocy kilka razy wołał pić; ale nikt się nie odezwał i stary nareszcie usnął, spał do rana. Rano otwarł swoje jedno oko, zdawało mu się, że żona i dzieci niepokoją się o niego, a sumienie robiło mu ciężkie wyrzuty: „ja sobie leżę, a tu w domu wszystkiego brakuje!“ chciał wstać; siły go opuściły i znowu padł na łoże.
— Florciu! rzekł cichym głosem. i powtórzył: — Florciu!