tatuś. Ten zwykle spotykał wracającego do domu ojca w głównym korytarzu domostwa i, łasząc się z przymileniem, odrazu sięgał po zdobycz, którą stary w zębach przynosił: zawsze coś uskubnął ten pieszczoch i pociecha rodziców. Wzięty za serce Kita, jakżeby się nie miał poświęcać? Egoizm rodzinny jest słodkim, rozkosznym obowiązkiem.
Dom mieszkalny był obszerny, składał się z dwóch izb górnych, przeznaczonych na dzieciarnię i z komory dolnej, od której rozchodziły się korytarze na wschód, zachód, północ i południe.
Matka niekiedy udzielała tu dzieciom pierwszych nauk, przynosząc im żywą mysz albo ptaszka. Dziatki, igrając z ofiarą po izbie, zaprawiały się do polowania: dobry przykład i żywe doświadczenie stanowią podstawę wychowania.
Oto ojciec wjeżdza do jamy z kurą i zaledwie stanął w progu izby, siedm par światełek błysnęło ku niemu, a czternaście par nóg żwawo poskoczyło i w oka mgnieniu siedm pyszczków rozrywało kurę za łeb, za skrzydła, nogi, ogon, mrucząc z rozkoszy szarpania.
Raz atoli wrócił do domu Kita bez chleba powszedniego, markotny, zziajany i z łapą rozkrwawioną; legł, zwinął się w kłębek, lizał łapę.
Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.