nym strachu i na śmierć zapomniał, z której strony przyszedł.
Nastusia, dziewka dworska, szła przez ogród, a widząc zwierzę bez uszu, podobne do zająca, pobiegła zaraz do kuchni i opowiada: „Zając, nie-zając, dziwo jakieś, siedzi w pietruszce!“
Pan Filip, kucharz, porwał strzelbę, przyzwał do nogi Bekasa i kazał się dziewce prowadzić, a za nim pobiegła wszystka czeladź kuchenna i żądna nowości, spotykana po drodze rzesza.
Szarak coś przewąchał, czy przeczuł; bo kiedy orszak myśliwski, dech powstrzymując, wchodził w pietruszkę, on już wtedy w sad pomykał. Kucharz powierzył teraz Bekasowi dzieło wyszukania zbiega, a jednocześnie zagroził dziewce: „Niech-no tu nie będzie zająca!... Dam ja ci małpo! Zwódź sobie takich, jak’eś sama!“
Widać to było odrazu, że szarak z pietruszki drapnął i wyżeł natychmiast stan rzeczy zwęszył, gdyż popędził w cebulę; z cebuli pognał w sałatę, z sałaty wyniósł się do sadu i już biegł cwałem z gorącym pośpiechem psa, który prawie widzi nosem zająca przed sobą. Nareszcie Bekas zachwycił i okiem zmykającego po ścieżce szaraka, a z piersi wyżła wyrwał się teraz okrzyk niecierpliwego zapału myśliwskiego.
Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.