dynie, aby się dostać wewnątrz domku. Ale drzwi tego domku były zamknięte na kłódkę, a klucz w rękach ogrodnika, z którym stosunki przyjazne — jak kucharz słusznie mniemał — pewnie się nadwyrężyły z powodu przykrego przypadku ogrodniczki. Co tu robić? Naraz jednemu z kuchcików przyszła do głowy myśl bardzo szczęśliwa: „Wyrwać skobel, zabrać zająca, a potem znowu wbić całe to zamykadło!“
Podczas gdy niecierpliwsi zaglądali przez szpary i przysięgali, że widzą szaraka, inni, ludzie czynu, podważyli patykiem skobel i drzwi się rozwarły. Zachowując środki ostrożności, kucharz wszedł do składu nasienników, a tłum z bijącem sercem w milczeniu oczekiwał dalszego przebiegu wypadków.
Kucharz uchylił drzwi i tajemniczem skinieniem przyzwał trzech chłopaków z czeladzi, aby mu pomogli szukać zająca, który widocznie ukrył się gdzieś w kupach łodyg roślin nasiennych, Powołani z namaszczeniem zabrali się do dzieła, zmieszali, przewrócili w nieładzie nasienniki, starannie podług gatunków poukładane i nie znaleźli upragnionego zająca. Gdzież on się podział? Rzecz dziwna, prawie cudowna!...
Właśnie pan Filip zaczął tę sprawę rozumem ważyć, rozbierać, kiedy pod drzwiami domku zjawiła się ogrodniczka w towarzystwie męża i trzech jego pomocników, uzbrojonych w rydle.
Strona:Adolf Dygasiński - Zając.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.