Czyż to nie paradoks... miłość progiem śmierci, miłość — do której wzdychają wszyscy, od której nie byli wolni nawet bogowie nieśmiertelni, to wielkie, dziwne i płomienne uczucie, które budzi się w nas nieraz nagle, barwiąc zaraz świat czarownemi kolorami, wywołując w duszy cudne dźwięki tęsknoty i poezji, a nie rzadko dodając nam w życiu zapału, polotu i energji!
Czyż może być zatem miłość zarazem progiem śmierci?
Tak, niestety jest ona progiem śmierci i to bez względu na to, czy pojmować ją będziemy idealnie czy zmysłowo.
Kurtzjusz w swych studjach socjologicznych słusznie przyrównuje miłość do mylnego instynktu ćmy, która, nie mogąc się oprzeć jakiejś magnetycznej sile, wabiącej ją do światła, leci ku niemu, by znaleźć w niem śmierć niechybną.
Już świat zwierzęcy daje nam liczne dowody na to, że często stosunek miłosny jest zarazem wyrokiem śmierci dla kochanków.
Podczas aktu miłosnego giną naprzykład trutnie, liczne widłonogi, wrotki, philoxsera, a samice jentek zdychają zaraz po złożeniu jajek, podobnie pasikoniki i samice wielu motyli, a nawet węgorzy.[1] Samica koszenili meksykańskiej, pozbawiona jest skrzydeł i nóg, po złożeniu jaj ginie sama a ciało jej służy potem jako ochrona dla potomstwa. Również giną w pewien czas po złożeniu jaj samice chrząszcza majowego i turkucia podjadaka. Zapewne odruchowo z tego powodu wiele samic broni się wprost rozpaczliwie przed zbliżeniem
- ↑ Również nieraz ginie przy porodzie kobieta chora na serce, o czem mówimy na innem miejscu.