garnąc się odrazu do pewnych osób lub też na odwrót instynktownie się ich bojąc. Nie mogą odgrywać tu roli także zmysły, bo nieraz pierwsze wrażenie odnosi taksamo ślepy lub głuchy. Chodzi tu więc raczej może o jakieś intuicyjne odczuwanie, przy którem kto wie czy nerw sympatyczny nie odgrywa wielkiej roli.
Obrazowo przedstawić to sobie można w ten sposób, że każdy z nas jest jak gdyby instrumentem nastrojonym na pewien ton. Jeżeli poznamy jakąś osobę, wtedy musi ona wywołać w nas swoją istotą albo współbrzemienie tonu i akord sympatji, lub też na odwrót, wywołuje pewien dysonans i zgrzyt, cechujący się przykrem i odpychającem uczuciem, które zowiemy antypatją.
Owo pierwsze wrażenie przedewszystkiem jest zwykle nieomylne, a jeżeli nas zmyli, to zwykle tylko wtedy, gdy przy odbieraniu wrażenia po raz pierwszy, kierowaliśmy się nie czystem odczuciem, ale wrażeniem któregoś z naszych zmysłów lub rozumowaniem. Tak naprzykład poznaje ktoś pewną osobę w ten sposób, że najpierw słyszy z drugiego pokoju jej głos, a ten przypomina mu zaraz żywo głos inny dawniej mu znanej, a bardzo sympatycznej osoby. Przelewa więc przez to z głosu odrazu sympatję na nowo poznaną osobę, co przeszkadza już potem pierwszemu wrażeniu przy osobistem zetknięciu. Nieraz jednak później bliższe poznanie wykazuje, żeśmy się pomylili i dalsza analogja nowopoznanej osoby z dawno znaną nie da się przeprowadzić.
Rzadziej wydarza się odwrotnie, to jest, że pierwsze wrażenie jest ujemne, natomiast bliższe poznanie zmysłowe i duchowe osoby wzbudza do niej sympatję i zaciera ślady pierwszego wrażenia. Lecz i wtedy, nieraz po latach nawet, okazuje się, że jednak pierwsze wrażenie było trafne, zrażamy się powoli do owej osoby i twierdzimy, że nas zawiodła lub cały czas się maskowała.