nie zwraca uwagi na twarze kobiet lub ich wdzięczne pozy, muszę go o to zapytać.
— Czy pan lubi płeć piękną?
— Owszem, proszę pani, lubię, ale taksamo jak lubię ładne obrazy, szport, wyścigi i dobry obiad. Wszystko to dobre, ale w miarę i niezbyt często, bo się może znudzić.
— A więc pan zapewne lubi odmianę?
Odmianę, nie, bo przez odmianę rozumiem zastąpienie czegoś, co było lub jest, tem co będzie, a u mnie właśnie, co do kobiet, nie można mówić o odmianie, bo każda kobieta interesuje mnie tylko na chwilę, a potem znika z mej świadomości bez śladu.
Zarozumialec, pomyślałam, chce mnie brać swoją obojętnością do kobiet. Nie chcąc tracić czasu na płytką rozmowę postanowiłam zaatakować go prosto z mostu i zapytałam:
— Czy to prawda, że ma pan ogromne szczęście do kobiet?
— Ja? — udał ogromnie zdziwionego. — Ja proszę pani? To niemożebne, chyba pani żartuje ze mnie lub ktoś pani o mnie jakieś niedorzeczności naopowiadał! Ja, proszę pani, właśnie nie mam szczęścia do kobiet. Przyznaję, że mam łatwość zawiązywania znajomości, owszem, powiem nawet szczerze, że często znajduję kobiety, które mnie lubią, ale to jeszcze daleko do tego, abym mógł powiedzieć, że mam szczęście do kobiet. Czuję, że pani chce mnie wybadać, więc ułatwię jej zadanie i będę mówił o sobie szczerze. Rozwinę nawet przed panią całą moją teorję pogromu serc niewieścich, ale nie tutaj i nie dzisiaj — na to trzeba dłuźszego czasu. Zaznaczam z góry, że przez to nie żądam od pani żadnego umówionego spotkania, chcę tylko rozmowy poważnej na temat, który, jak widzę, panią interesuje. Raczy pani zatem naznaczyć sama czas i miejsce wybrać takie, żeby to nie wyglądało na jakie rendez-vous.