— Dobrze, proszę być jutro w parku Jordana o godzinie piątej.
— Służę pani.
Podniosłam się by iść. Zosia przybiegła zaraz i spytała mnie na ucho:
— No i cóż, jakie masz o nim zdanie?
— Jak dotąd, żadne... zobaczymy... Pa.
∗ ∗
∗ |
Przyszłam do parku naumyślnie o pół do szóstej, aby przypadkiem nie być pierwszą i na niego ewentualnie nie czekać. Ujrzałam go zaraz siedzącego blisko wejścia, a liczne ogarki z papierosów koło ławki wskazywały, że czekał już dobrą chwilę.
— Przepraszam pana, że się spóźniłam.
— Ależ proszę bardzo, moim obowiązkiem było, panią oczekiwać.
Poszliśmy w głąb parku, patrzyłam na niego z pod oka. Ubrany był starannie, ale nie z wyszukaną elegancją, wyglądał jakiś przygnębiony, albo też udawał smutnego. Siedliśmy na ławce i on zaraz zaczął mówić na temat wczorajszy.
— Powiedziała mi pani wczoraj, iż powszechnie mówią o mnie, że mam szczęście do kobiet, a nawet uchodzę za pogromcę serc niewieścich. Trzeba te dwie rzeczy jednak zasadniczo od siebie odróżnić, niestety ludzie często mieszają je ze sobą może dlatego, że nieraz byle idjota lecz przystojny, obyty i schlebiający kobietom ma do nich szczęście i uchodzi przez to za pogromcę serc niewieścich. Jest to pojęcie zupełnie mylne, bo pogromcą jest tylko ten, który potrafi poskromić nienawidzące go stworzenie.
Przerwałam mu:
— Ach, więc uważa się pan za pogromcę kobiet, bo mówił pan wczoraj, że niema pan szczęścia do kobiet.
— Nie, proszę pani, mówiłem tylko wczoraj, że