Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

tem mnie już nie będzie. Wizyta ta sprawiła na mnie przykre wrażenie. Wieluż jest przecież innych chorych jemu podobnych, ale nie sprawiają na mnie wrażenia, może właśnie dlatego, że rwą się do życia i nie wierzą w zły obrót sprawy. A on... zawsze spokojny, na wszystko przygotowany... usposabia mnie teraz grobowo. Ach jakimż jestem egoistą, jak pragnę gorączkowo żyć... żyć i jeszcze raz żyć!


Wezwano mnie raz wieczorem do państwa Werskich. Znałem się z niemi dawniej z daleka i zamienialiśmy tylko ukłony. Matka cierpiała od dawna na kamienie żółciowe, syn służył w wojsku, córka była na pensji, ojciec siedział ciągle w biurze, nie prowadzili więc domu i nie uczęszczali nigdzie. Teraz córka wróciła, ojciec na emeryturze a syn ma już posadę. Pani Werska znowu dostała kolki. Po uspokojenie bólów, przesiedziałem u nich chwilę i wtedy poznałem się bliżej z panną Heleną. Zrobiła odrazu na mnie ogromne wrażenie. Mimo, że przez „moje historje“ stałem się dla każdego interesującym osobnikiem, nie pytała mnie dyskretnie o nic, chyba, że w rozmowie się tak złożyło. Siedziałem dość długo i przez kilka dni przychodziłem codziennie. Coś ciągło mnie coraz więcej do panny Heleny i czułem w mej samotności obecnie ciągle brak jej oczu, głosu i serdecznej rozmowy... Matce polepszyło się znacznie i właściwie nie byłem już potrzebny, ale p. Werska poprosiła mnie, bym ich odwiedzał, już teraz jako gość. Było to dla mnie szczęściem ogrom-