i zacząłem rozmyślać. Więc to u mnie miłość! Ja nędzny robak ośmielam się kochać. Kochać wolno, lecz żenić się nie... Żenić? Skazać kobietę na życie z człowiekiem, który lada chwila umrzeć może w męczarniach... a czyż mi wolno wydać na świat potomstwo noszące w sobie skłonność do raka, wszak rak przecież jest dziedzicznym! Nie, nie, nie można! Trzeba jej to wszystko wytłomaczyć. Tu znów zacząłem się pocieszać. Skądże wiem na pewno, że miałem raka? Wszak żaden z lekarzy nie powiedział mi tego? Dr. X. w Wiedniu twierdził, że guz ten stał tylko na pograniczu złośliwości. Przecież minęło już parę miesięcy od tego czasu i czuję się zdrowy zupełnie. Ileż to razy zdarzało mi się badać młodych ludzi chcących się żenić! A przecież odradzałem im, bo ta cierpiała na serce, owa na nerki, ten miał chorobę cukrową, inny kiłę, a czy mnie słuchali? Z pewnością nie, ale to już nie moja rzecz... Nagle rozległ się dzwonek.
Boże, w takiej właśnie chwili wzywają do chorego!
Służący oznajmił mi, że wzywają mnie do mojego chorego na raka. Zrobiło mu się nagle bardzo niedobrze. Zebrałem się i udałem tam zaraz.
Odrazu spostrzegłem, że stan się jego pogorszył. Powitał mnie słabym uśmiechem, a nawet usiłował podać mi rękę. Podałem mu środek podniecający, na chwilę przyszedł do siebie i pierwsze jego słowa były: przepraszam pana doktora, że go trudziłem w nocy, ale było ze mną bardzo źle, myślałem, że to już koniec. Jak się pan czuje? Pytanie to było dla mnie ogromnie przykre. Dopiero co marzyłem
Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.