Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

ocknął się, spojrzał na mnie i zrobił ruch, jakby mi chciał rękę uścisnąć. Potem cicho rzekł: jesteś pan szlachetnym człowiekiem, że zerwałeś z panną Werską, ten co się z nią ożeni, a raczej, chce żenić, takim nie jest. Bóg to panu nagrodzi. Osłabł bardzo i mimo wszystkich środków, w godzinę zakończył życie.
Słowa biedaka utkwiły mi w pamięci. Dowiadywałem się pilnie kto stara się obecnie o pannę Werską, ale wiadomości były niepewne. Jedni mówili, że jakiś inżynier, inni, że adwokat, a nikt nic konkretnego nie wiedział. Naraz dostaję zawiadomienie o ślubie, czytam: ...mają zaszczyt zawiadomić, że ślub córki ich Heleny z panem Bolesławem Rychowiczem odbył się dnia 12 grudnia... Rychowicz, Rychowicz, znam to nazwisko, ach był przecież nie dawniej, jak trzy miesiące u mnie jako chory! Patrzę do książki i czytam rozpoznanie: cukrówka w najwyższym stopniu, zagęszczenie obu szczytów. Przeszedł mnie dreszcz! Zresztą żadnej notatki! Nic mi widać nie mówił, a raczej nie pytał się, czy stan jego zdrowia pozwala na ożenienie się, pewnie bowiem wtedy, to mu na myśl nie przychodziło, bo właściwie przecież ja wtedy się starałem sam o jego obecną żonę! Boże, Boże, biedna Helena, to już rzeczywiście nieszczęście jakieś!
Spotkałem raz państwa Rychowiczów w towarzystwie. On rzekł tylko: ja znam pana doktora, jestem, a raczej byłem jego pacjentem. Ona rozmawiała swobodnie, oznajmiła mi, że jest bardzo szczęśliwą, że nigdy nie należy niczego na świecie żałować, zachwycała się, że tak dobrze wyglądam, śmiała sie z moich obaw, a nawet zalotnie raz rzekła: to są skutki, gdy